Tłumacz Migam - Międzynarodowe Centrum Kultury Svg Vector Icons : http://www.onlinewebfonts.com/icon Tekst łatwy do czytania i rozumienia Informacje dla zwiedzających

Laudacja Łukasza Galuska w związku z wręczeniem Nagrody Rady Miasta Krakowa im. Stanisława Vincenza

2022-11-21, godz. 18:00
Grafika z fotografią Oksany Zabużko i nazwą wydarzenia.
A-
A+

[українська версія - прокрути вниз ]


Laudacja dla Oksany Zabużko w związku z wręczeniem Nagrody Rady Miasta Krakowa im. Stanisława Vincenza


Życie i literatura promieniują jedno w drugie.

Myśląc o tym, widzę Stanisława Vincenza przy radioodbiorniku w domu, w jego huculskiej ściślejszej ojczyźnie, pamiętnej niedzieli 17 września 1939 roku, słuchającego komunikatu, że Sowieci weszli do Polski, aby — wedle ich słów — „zapobiec nieoczekiwanym komplikacjom”.

Widzę Oksanę Zabużko pamiętnego czwartku, 24 lutego tego roku, raniutko w Warszawie, zbudzoną telefonem z domu: „Zaczęło się, mała. Bombardują nas”.

Dzień wcześniej przyleciała do naszego kraju promować swoją najnowszą książkę po polsku — Planetę Piołun. Dziwnym zbiegiem literatury i życia premierę zaplanowano właśnie na dzień przed.

 

Książka rozpoczyna się obrazem czwartkowego popołudnia 15 maja 2014 roku na warszawskiej starówce, obrazem słonecznego beztroskiego świata, na który Oksana Zabużko patrzyła jak przez ścianę łez. Bo oto na Donbasie rosyjscy najemnicy właśnie zaczęli mordować ludzi za posiadanie ukraińskiej flagi. Pisarka szła przez Warszawę, zdrętwiała nagłym doznaniem narodzin wojny, jasnym i nieodwołalnym poczuciem, że oto nowa wojna przyszła na świat, choć mijani ludzie jeszcze nic o tym nie wiedzą. Z niemocy przekazania im tego nijak zrodziła się książka.

Niegdyś Vincenz na wieść o Sowietach doznał wizji oddzielenia od świata murem w trudnym do określenia, ale pewnym i permanentnym stanie wojennym. Ta intuicja przesądziła o decyzji ucieczki, nazajutrz, przez Czarnohorę — bezbrzeżną jak step, sfalowany i wyrzucony pod chmury — na bezpieczną zakarpacką stronę. Tak też zaczyna się inna książka, zapis odysei Stanisława Vincenza z Karpat Wschodnich na zachodni łuk Alp pod paradoksalnym tytułem — Dialogi z Sowietami.

 

Wypatrywanie jednostek niepodatnych na sowiecką inżynierię dusz łączy te Vincenzowskie dialogi z pisarstwem Oksany Zabużko. Ale współbieżności jest więcej. Gruntowne filozoficzne wykształcenie, panteistyczne odczuwanie świata, jego, by tak rzec, cudowności. Odczucie natury jako łona, choć zamiast chronić swój biologiczny dom, człowiek potrafi wprawić go w stan ekologicznej apokalipsy. Dosłuchiwanie z głębi czasu bezimiennego głosu ludzkich losów w pieśniach czy przekazach ludowych. Zmysł pradawności, kierujący ku karpackiej cywilizacji pasterskiej albo — za Jurijem Szewelowem — ku kulturowemu powinowactwu Ukrainy i Rumunii. Mógłbym wyliczać dalej — upodobanie do dygresji, wysnuwanie z przygodnych drobiazgów coraz to nowych opowieści. Wszak każde zdanie zabużkowskie jest małą epopeją, a oboje są epikami w najbardziej podstawowym rozumieniu. W słowie, które przenosi świat, w słowie, które nazywa, w słowie, które jest pamięcią.

 

O niektórych sprawach tylko wieści szeptane na ucho przetrwały, powiadał Vincenz.

W ukraińskich sprawach nawet i to można było przypłacić życiem. Dlatego Ukraińcy nauczyli się milczeć. Sowieci nie szczędzili wysiłków, aby zerwać w Ukrainie wszelkie nici kulturowej ciągłości, a mimo to tam, gdzie nie powinno zostać nic, w przedziwny sposób coś trwało. Jakimi niedostrzegalnymi szlakami biegło, jakimi tajemnymi strumieniami płynęło to coś, czego historia nie potrafi notować, bo nie jest to ani dokument, ani narracja, ani tradycja? Co to jest? — tego właśnie docieka Oksana Zabużko. Jak to jest, że często bezwiednie ktoś taki przekaz niesie? Jak to się dzieje, że nawet gdy coś znika, nadal istnieje? „Kim jesteśmy? Czyimi synami? Jakich rodziców?” — pytała za Szewczenką, odkąd jako nastolatka w odbiciu swojej twarzy w lustrze odkryła uśmiech babci i spojrzenie ojca. I głowiła się, z ilu składa się ludzi, których nie znała i już nie pozna.

Pamięci, uporowi, niezniszczalności, trwaniu Oksana Zabużko poświęca wiele w swoim pisarstwie. A jednocześnie pokazuje, jak pielęgnowanie ukraińskich sekretów wzięły na siebie kobiety — przez pokolenia — wraz z trudem podtrzymania samej tkanki życia. Pisarka zbiera nitki ludzkich losów i tka z nich materię opowieści, splata płaszcz historii ojczystej, pokrowę ze słów, jeśli mogę użyć porównania do kozackich ikon. Jest pośredniczką, orędowniczką ukraińskich Penelop i Antygon przez lata daremnie wyglądających mężów, ojców, synów czy braci i niemogących ich opłakać.

W ostatecznym rozrachunku te milczące albo ledwie słyszalne kobiece „sekrety” okazały się odporniejsze i trwalsze niż głośne męskie „narracje”. Wraz z czarnobylskim toksycznym haustem wolności, jak mówi pisarka, Ukrainki odzyskały głos i pierwsze odważyły się protestować przeciw zaklinaniu katastrofalnej rzeczywistości przez sowieckie władze. Z tego krzyku rodziła się ukraińska niepodległość i wracało słowo. Dziś wolny naród nie musi milczeć. Ma do opowiedzenia światu więcej niż przypuszczano. Paradoks polega na tym, że ubranie w słowa najstraszniejszego doświadczenia ludzkości — rzeczywistości współczesnej wojny — znów, zdaje się, będzie kobiecym zadaniem.

 

Tymczasem nagradzamy wyjątkową pisarkę, Kasandrę, która o nabrzmiewającej wojnie pisała od lat. Literatura nie tyle opiewa, ile ostrzega, mawia Oksana Zabużko, i porównuje pisarzy do dozymetru, wyczuwającego to, czego jeszcze nie widać. O własnym wewnętrznym czujniku mówi, że hałasuje już od dawna bez przestanku.

Ostrzegała nas nie tylko przed Rosją. Ostrzegała nas również przed powtórnym zniewoleniem umysłów i zdradą człowieczeństwa. Przed postmodernistycznym relatywizmem, który zwalnia z odpowiedzialności i który Rosja świetnie nauczyła się przedrzeźniać, aby niepostrzeżenie realizować swój złowieszczy plan.

Jednocześnie daje nam impuls do przemyślenia na nowo ostatnich trzydziestu lat. Niby wiedzieliśmy, że Rosja to matrioszka. Ale gdy po rozbiciu sowieckiej warstwy ukazała się rumiana babuszka, „zachodnie demokracje” powitały ją z ulgą, a nam w tak zacnym towarzystwie nie wypadało pytać — dlaczego masz takie wielkie oczy? dlaczego masz takie wielkie zęby? Głosu z Ukrainy nie umieliśmy dosłyszeć, nie potrafiliśmy go zrozumieć. Dopiero dziś widzimy truchło imperium, które wcale nie przeszło do historii. I zdajemy sobie sprawę, że przez ostatnie trzydzieści lat zrobiono wiele, by uzasadnić je nam na nowo w głowach. Zgadzamy się z Panią, dziś imperia władają wyobraźnią i pamięcią, a ich orężem staje się kultura. Dlatego rozbrojenie wyobrażonego imperium jest równie ważne co militarne nad nim zwycięstwo. Dlatego Ukraińcy walczą na obu frontach. W terenie i w wyobraźni. W tej drugiej również my musimy zachować nadzwyczajną czujność.

 

Na szczęście do kręgu Vincenza należeli ci, którzy pierwsi pojęli, że nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy — Giedroyć, Mieroszewski, Osadczuk i inni. Po sześćdziesięciu latach ta prawda okazuje się dużo pojemniejsza. Nie ma już bezpiecznej Europy Środkowej bez wolnej Ukrainy, bezpiecznej Unii Europejskiej, bezpiecznej demokracji. Ta wojna, jak Pani mówi, wydawała się waszą wewnętrzną sprawą, a stała się sprawą ogólnocywilizacyjną.

Dajmy jej jednak na chwilę spokój i wróćmy do Stanisława Vincenza, tego polskiego szlachcica, zukraińszczałego i żżydziałego na tyle, na ile trzeba, aby stopiły się w człowieku pierwiastki jego ukochanej ojczyzny. Czesław Miłosz widział w nim patrona specyficznego plemienia, które w naszych stronach zaczyniało dobroczynne fermenty. Jesteście podobni. Polski jest w Pani tak dużo, jak żadnego kraju, oprócz własnego. Podobnie myślicie o naszej więzi, którą Vincenz nazywał pobratymstwem, a Pani ciotecznym siostrzeństwem. Pan Stanisław cieszyłby się z takiej duchowej federacji.

Widzę jego szeroką słowiańską twarz, łysą głowę w otoku siwych włosów i uśmiech oraz ręce rozkładane przed Panią w geście powitania. Powitania kogoś, dla kogo pisanie jest współprzeżywaniem i współmyśleniem z innymi a książki sposobem ujmowania się za ręce. Aby być blisko i aby siebie nigdy nie stracić.

 

I jeszcze jedno. Wojna wyrwała was oboje z domów, z waszych bibliotek, od komputera. Wyrwała z ojczyzny i wyrzuciła w świat jak w powietrze. A jednak Vincenz nigdy nie był wygnany, powiadał Miłosz. Wokoło niego rozpościerała się ziemia wyposażona we wszystko, co potrzebne do codziennego zachwytu. A co zostaje pisarce oprócz jednej walizki? Odpowiada Pani, że „Pamięć. Język. Zapas nieopowiedzianych historii. Wcale nie tak mało”. Ale o tym przeczytamy już za chwilę w najnowszej Pani książce…

Łukasz Galusek


Лаудація на честь Оксани Забужко

Лавреатки Нагороди ради міста Кракова ім. Станіслава Вінценза, 2022

 

Життя і література відбиваються одне в одному.

Думаючи про це, я бачу Станіслава Вінценза біля радіоприймача у своєму домі, на його найбезпосереднішій гуцульській батьківщині, пам’ятної неділі 17 вересня 1939 року, як він слухає сповіщення про те, що совєти увійшли до Польщі, щоб — за їхніми словами — «запобігти несподіваним ускладненням».

Я бачу Оксану Забужко пам’ятного четверга 24 лютого цього року, ранесенько у Варшаві, яку збудив телефон із дому: «Почалося, мала. Нас бомбардують».

Попереднього дня вона прилетіла до нашої країни презентувати свою останню книжку в польському перекладі — «Планету Полин». Дивним збігом літератури і життя прем’єру заплановано саме на попередній день.

Книжка відкривається картиною четвергового пополудня 15 травня 2014 року на варшавській «старувці», картиною сонячного безтурботного світу, на який Оксана Забужко дивилася, мов крізь стіну сліз. Бо на Донбасі російські найманці саме почали вбивати людей за те, що ті мають український прапор. Письменниця ішла Варшавою, заледенівши від раптового досвіду народження війни, ясного й остаточного усвідомлення, що нова війна саме прийшла на світ, хоча зустрічні перехожі ще нічого про це не знають. З неможливости жодним чином повідомити їм про це народилася ця книжка.

Колись Вінцензові на звістку про совєтів явилося видіння нездоланної стіни, яка мала відокремити його від світу в неокресленому, але певному і перманентному воєнному стані. Ця інтуїція спонукала його до рішення втекти, наступного ж дня, через Чорногору — безкраю, наче хвилястий степ, винесений під хмари — на безпечний закарпатський бік. Так починається інша книжка — запис одіссеї Станіслава Вінценза зі Східних Карпат на західну дугу Альп під парадоксальною назвою «Діалоги з совєтами».

 

Помічання індивідів, неподатливих на совєтську інженерію душ, об’єднує ці вінцензівські діалоги з письменством Оксани Забужко. Але збігів є ще більше. Ґрунтовна філософська освіта, пантеїстичне відчування світу, його, так би мовити, чудовности. Відчування натури як лона, хоча людина, замість берегти свій біологічний дім, здатна довести його до стану екологічного апокаліпсису. Дослуховування з глибин часу безіменного голосу людських доль у піснях чи в народних переказах. Чуття прадавности, що спрямовує до карпатської вівчарської цивілізації або — за Юрієм Шевельовим — до культурної споріднености України і Румунії. Я міг би перераховувати далі — залюбленість у відступи, висновування з принагідних дрібниць нових і нових оповідей. Бо ж кожне забужківське речення — це мініепопея, а обоє вони є епіками у найфундаментальнішому розумінні. У слові, яке переносить світ, у слові, яке називає, у слові, яке є пам’яттю.

 

Щодо деяких справ збереглися лише вісті, шептані на вухо, стверджував Вінценз.

В українських справах навіть за це можна було заплатити життям. Тому українці  навчилися мовчати. Совєти не шкодували зусиль, щоб розірвати в Україні всі нитки культурної тяглости, а попри те там, де не мало залишитися нічого, дивовижним чином щось тривало. Якими невидимими шляхами бігло, якими потаємними струмками текло те, чого історія не спроможна занотувати, адже це ані не документ, ані не оповідь, ані не традиція? Що ж це таке? — саме це намагається розгадати Оксана Забужко. Як же так буває, що часто хтось несвідомо несе цей переказ? Як же так відбувається, що навіть коли щось зникає, воно й далі існує? «Що ми? Чиї сини? Яких батьків?» — запитувала вона слідом за Шевченком, відколи в підлітковому віці у відображенні свого обличчя в дзеркалі відкрила бабусину усмішку й батьків погляд. І ламала собі голову тим, із кількох людей складається, що їх не знає і вже ніколи не пізнає.

Пам’яті, впертості, незнищенності, триванню Оксана Забужко присвячує багато уваги у своєму письменстві. А водночас показує, як плекання українських секретів узяли на себе жінки упродовж поколінь, разом із завданням підтримування самої тканини життя. Письменниця збирає ниточки людських доль і тче з них полотно оповідей, виплітає накидку рідної історії, словесний омофор, якщо можна використати порівняння родом із козацьких ікон. Вона є посередницею, речницею українських Пенелоп і Антигон, що роками намарне виглядають своїх чоловіків, батьків, синів чи братів і не можуть їх оплакати.

У кінцевому рахунку ці мовчазні або ледве чутні жіночі «секрети» виявилися тривкішими й тривалішими, ніж гучні чоловічі «наративи». Разом із токсичним чорнобильським ковтком свободи, як говорить письменниця, українки повернули собі голос і першими зважилися виступити проти заклинання совєтською владою катастрофічної дійсности. З цього крику народжувалася українська незалежність і поверталося слово. Сьогодні вільна нація не мусить мовчати. Вона має що розповісти світу — більше, ніж вважалося. Парадокс полягає в тому, що словесне вираження найстрашнішого досвіду людства — дійсности теперішньої війни — знову, здається, буде жіночим завданням.

 

Тим часом ми нагороджуємо виняткову письменницю, Касандру, яка писала про війну, що назрівала, уже багато років. Література не стільки оспівує, скільки попереджає, повторює Оксана Забужко, порівнююючи письменників із дозиметром, який вичуває те, чого ще не видно. Про власний внутрішній датчик вона говорить, що той пищить уже віддавна, не вмовкаючи.

Вона застерігала нас не тільки від Росії. Вона застерігала нас також від потворного поневолення умів і зради людяности. Від постмодерного релятивізму, який звільняє від відповідальности і який Росія навчилася досконало передражнювати, щоб непомітно втілювати свій зловісний план.

Водночас вона дає нам імпульс до переосмислення останніх тридцяти років. Ми ніби й знали, що Росія — це матрьошка. Але коли після зруйнування совєтської оболонки з’явилася рум’яна бабуся, «західні демократії» привітали її з полегшею, а нам у такому шляхетному товаристві не личило питати: чому в тебе такі великі очі? чому в тебе такі великі зуби? Ми не вміли почути голосу з України, нездатні були його зрозуміти. Лише сьогодні ми бачимо дохлий труп імперії, яка зовсім не відійшла в історію. І усвідомлюємо, що упродовж останніх тридцяти років дуже багато було зроблено, щоб по-новому обґрунтувати її в наших головах. Ми погоджуємося з Вами: сьогодні імперії панують над уявою і пам’яттю, а їхньою зброєю стає культура. Тому роззброєння уявленої імперії є не менш важливим, ніж мілітарна перемога над нею. Тому українці воюють на обох фронтах. На полі бою і в уяві. В цій другій площині ми також мусимо зберегти надзвичайну пильність.

 

На щастя, до кола Вінценза належали ті, що першими зрозуміли: немає вільної Польщі без вільної України, — Ґедройць, Мерошевський, Осадчук та інші. Через шістдесят років ця істина виявляється набагато місткішою. Немає вже безпечної Центральної Європи без вільної України, безпечного Європейського Союзу, безпечної демократії. Ця війна, як Ви стверджуєте, видавалася вашою внутрішньою справою, а стала справою загальноцивілізаційною.

Облишмо, однак, її на якусь мить і повернімося до Станіслава Вінценза — цього польського шляхтича, зукраїнізованого і оєвреєного саме настільки, наскільки було потрібно, щоб у ньому сплавилися первні його коханої батьківщини. Чеслав Мілош бачив у ньому покровителя специфічного племені, яке розчиняло в наших краях доброчинні ферменти. Ви схожі одне на одного. Польщі у Вас так багато, як жодної іншої країни, окрім рідної. Ви схоже мислите про наш зв’язок, який Вінценз називав побратимством, а Ви — двоюрідним сестринством. Пан Станіслав радів би такій духовній федерації.

Я бачу його широке слов’янське обличчя, лису голову, обрамлену сивим волоссям, посмішку, та руки, розпростерті перед Вами в жесті привітання. Привітання тієї, для кого писання є співпереживанням і співмисленням із іншими, а книжки — способом узятися за руки. Щоби бути поруч і щоб ніколи одне одного не втратити.

 

І ще одне. Війна вирвала вас обох із дому, з ваших кабінетів, від комп’ютера. Вирвала з батьківщини й викинула у світ, немов у повітря. А однак Вінценз ніколи не був вигнанцем, стверджував Мілош. Навколо нього простиралася земля, обдарована всім необхідним для щоденного захоплення. А що залишається письменниці, окрім однієї валізи? Ви відповідаєте: «Пам’ять. Мова. Запас нерозказаних історій. Не так і мало, насправді.». Але про це ми прочитаємо вже за мить у Вашій найновішій книжці…

Лукаш Ґалюсек

×
Dodano do koszyka:

Kontynuuj zakupy Przejdź do koszyka